niedziela, 17 marca 2013

Today I swear i'm not doing anything


Weszłam po cichu do domu. Było kilka minut po godzinie 22. Byłam pewna, że Iga i Zbyszek już śpią. Zdjęłam kurtkę i buty. Nagle ktoś zapalił światło w korytarzu. Ze strachu aż podskoczyłam.
-Gdzie byłaś tak długo? - zapytał Zibi, który opierał się o ścianę. - Martwiłem się.
-Myślałam, że już śpisz. - powiedziałam czując, jak serce wali mi ze strachu. -Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Przepraszam Zbyszku. Nie chciałam tego powiedzieć. Byłam po prostu zła, że Ty robisz to, co kochasz, a ja ciągle siedzę w czterech ścianach i nie widać mnie za sterty pieluch. 
-Mysza, ja też to przemyślałem i uznałem, że nie mogę Ci niczego zabraniać. Kocham Cię i jesteś dla mnie najważniejsza. 
Bartman podszedł do mnie i mnie przytulił. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i wciągałam zapach jego perfum. 



Następnego dnia obudziłam się przed ósmą. 
-Zbyszek, wstawaj, bo spóźnisz się na trening. - szturchnęłam go w ramię, jednak siarkarz tylko mruknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. - Zbychu, no wstawaj! Ja nie będę świeciła za Ciebie oczami u trenera. - Zibi naciągnął sobie kołdrę na głowę i kontynuował drzemkę. Jednym ruchem zerwałam pościel z Bartmana i uderzyłam go lekko w policzek.
-Ała! Mysza, nie możesz mnie normalnie budzić? - zapytał z wyrzutem trzymając się za policzek. 
-Budzę Cię prawie pięć minut. Idź wziąć prysznic, a ja Ci zrobię śniadanie. - chciałam wstać z łóżka, ale siatkarz złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie po czym wpił się w moje usta. - Dobra, starczy tego dobrego. - powiedziałam i wyrwałam się. ZB9 jęknął i poszedł do łazienki. 
Postanowiłam zrobić na śniadanie jajecznicę. Włączyłam radio. Leciał akurat kawałek Bruno Mars'a "Lazy song". Podśpiewywałam po cichu, by nie obudzić Igi, która o dziwo jeszcze spała. Moja córka miała zwyczaj budzić się, gdy Zbyszek zbierał się na trening. 
-"... don't feel like picking up my phone, so leave a message at the tone..." - nuciłam, gdy do kuchni wszedł Zibi.
-"...'cause today I swear i'm not doing anything". - dokończył refren piosenki. - Doruś, wysłałaś już wszystkie zaproszenia na nasz ślub? - zapytał.
-Tak, tydzień temu wysłałam ostatnie. - zdałam sobie sprawę, że mój ślub odbędzie się prawie trzy miesiące, a ja nie mam jeszcze sukni ślubnej. 
Zbyszek zjadł śniadanie, ubrał kurtkę i wziął torbę treningową do ręki. Podeszłam do niego i opatuliłam go szalikiem. Na dworze było zimno.
-Dobra skarbie. Idę, do zobaczenia! - powiedział i pocałował mnie w usta. 
W chwili, gdy Bartman zamknął drzwi obudziła się Iga. Poszłam do pokoju córki i wzięłam ją na ręce i nakarmiłam. 



Marzec, kwiecień i maj szybko minęły. Wybraliśmy już kościół na ślub i lokal na wesele. Razem ze Zbyszkiem regularnie uczęszczaliśmy na nauki przedmałżeńskie, które według mnie są zupełnie niepotrzebne. Iguśka szybko rosła, miała już osiem miesięcy. Nawt nie wiem, kiedy tak wyrosła. Czas strasznie szybko leci. Zbyszek jak zwykle pojechał na zgrupowanie, a ja zostałam z córką w domu. Około dziewiątej usłyszałam dzwonek mojej komórki. 
-Halo?
-Cześć, Doruś. Tęskniłaś? - serce zaczęło mi walić. Od razu rozpoznałam głos Filipa.
-Filip? Czego Ty chcesz? Przecież zrobiłam to, co kazałeś. 
-Chciałbym się z Tobą spotkać. Będę u Ciebie za dziesięć minut.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Rozłączył się. Ciekawa byłam czego on jeszcze chce ode mnie.
Nie miałam pojęcia, że to 'coś' odmieni moje życie już na zawsze...



__________________________________
Epilog już napisany. Do końca pozostały łącznie z epilogiem dwa rozdziały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz