Nadszedł wrzesień. Igrzyska Olimpijskie nie poszły po naszych myślach. Zbyszek przez dwa dni chodził smutny i przybity, jednak szybko się pozbierał. Od tygodnia zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów wznowili treningi. I znowu zostawałam sama w czterech ścianach. Zibi wychodził o 9 rano na siłownię, wracał o 11:30, żeby o 13 jechać na trening, który trwał do 15:30. Brakowało mi go strasznie, ale wiem, że zawód sportowca wymaga poświęceń.
Obudziłam się o 9 rano. Byłam pewna, że Bartman już pojechał. Weszłam do kuchni i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Zbyszka szykującego śniadanie.
-Nie powinieneś być na siłowni? - podeszłam do stołu, a on podszedł do mnie od tyłu i pocałował mnie w głowę.
-Trener dał nam wolne, więc z racji tego, że codziennie słyszę, że prawie w ogóle nie ma mnie w domu to dziś jestem do Twej dyspozycji. - powiedział, położył ręce na moim zaokrąglonym brzuchu i zaczął mnie całować po karku. - A jak nasza kruszynka?
Spojrzałam na swój brzuch i położyłam swoje ręce na rękach Zibiego.
-Dobrze. Ale gorzej z mamusią. Wyglądam, jak słoń.
-Mysza, mówiłem Ci tyle razy, że wyglądasz pięknie. Wcale nie wyglądasz na słonia. - powiedział i przerwał, żeby znów mnie pocałować, tym razem w ramię. - Nie masz trąby - powiedział ze śmiechem, a ja uderzyłam go łokciem w brzuch. - Myślałaś już o imieniu?
-Tak. Podoba mi się imię Iga, Ewelina i Liliana.
-Iga Bartman. Nasza mała Iga.
Nadszedł październik, a co za tym idzie miesiąc, w którym miałam urodzić. Bałam się tego dnia, jak cholera. Zbyszek na wszelki wypadek spakował torbę, którą mam zabrać do szpitala. Wiem, że on też się denerwuje, choć nie daje o tym po sobie poznać. Termin mam wyznaczony na 11 października. Całe dnie spędzam na kanapie oglądając telewizję i obżerając się ciasteczkami lub kiszonymi ogórkami.
-Cześć kochanie, już wróciłem! - krzyknął Zibi.
-Cześć. - odpowiedziałam otwierając paczkę ciasteczek z czekoladą.
-Jak się czujesz? - usiadł na kanapie całując mnie i obejmując ramieniem. Poczułam lekkie kopnięcie po tym, jak Bartman pogłaskał mnie po brzuchu.
-Dobrze.
-Pamiętaj, jakby się coś działo...
-...to mam od razu do Ciebie zadzwonić. - dokończyłam za niego i uśmiechnęłam się. -Zbyś, nie możesz ciągle myśleć o tym, czy u mnie wszystko w porządku. Nie będziesz mógł się skupić na treningu.
-Nie przesadzaj Mysza. Chodź, coś Ci pokażę. - powiedział i złapał mnie za rękę.
Przeszliśmy przez korytarz i stanęliśmy przed drzwiami pokoju, który Zbyszek z niewiadomych dla mnie powodów zamykał na klucz.
-Ale najpierw zamknij oczy. - spełniłam jego prośbę. Usłyszałam zgrzyt zamka i skrzypnięcie drzwi. -Chodź. - stanął za mną, położył ręce na moim brzuchu i prowadził mnie do przodu. Po kilku krokach powiedział, że mogę otworzyć oczy.
Gdy je otworzyłam, aż zaniemówiłam z wrażenia. Stałam w ślicznym pokoiku.
-Tu będzie pokój naszej Igi.
Zibi przeszedł samego siebie. W pokoju było łóżeczko, przewijak, zapas pampersów, ubranka i przede wszystkim zabawki.
-Sam to zrobiłeś? - zapytałam Bartmana, który siadł w fotelu obok okna.
-Z małą pomocą Adama i Igły. - podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta. Ręka ZB9 powędrowała pod moją bluzkę.
-Przestań, wiesz, że nie możemy. - siatkarz niechętnie oderwał się ode mnie.
Weszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nagle poczułam silny skurcz. Krzyknęłam z bólu. Zbyszek musiał mnie usłyszeć, ponieważ w jednej chwili pojawił się w łazience.
-Doruś, wszystko w porządku?
-Tak, spokojnie. - wysiliłam się na uśmiech. -Ała!
-Mysza, czy...
-Bartman! To chyba już. - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
-Poczekaj, biegnę po torbę.
Zibi wybiegł z łazienki. Po pewnym czasie wrócił do pomieszczenia.
-Trzymaj się, jedziemy do szpitala. - powiedział i wziął mnie na ręce.
Po piętnastu minutach łamania wszelkich przepisów drogowych dojechaliśmy do szpitala. Zbyszek cały czas stał przy łóżku i trzymał mnie za rękę. Bolało, jak cholera, a ja wydzierałam się w niebogłosy.
-Mysza, dasz radę. Tylko mocno! - powiedział Zibi, a ja czułam, że z tego okropnego bólu po policzkach lecą mi łzy.
Po pięciu morderczych godzinach porodu w końcu usłyszałam płacz mojej malutkiej córeczki. Pielęgniarka podała mi małą.
-Jest śliczna. - powiedziałam, a ZB9 pocałował mnie w głowę. Popatrzyłam się na niego, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
Po kilku minutach przewieziono mnie do jednoosobowej sali. Przez cały czas trzymałam Igę na rękach. Przypomniało mi się, że rodzice moi i Bartmana kazali nam zadzwonić, gdy tylko urodzi się ich wnuczka.
-Zbyszek, zadzwoń do rodziców. Na pewno się ucieszą.
Siatkarz wyszedł na korytarz, żeby nie obudzić małej.
-Ma 56 cm, waży 3.200...tak ma 10 punktów...zielone oczy i czarne włosy po mnie. - usłyszałam strzępki rozmowy Zibiego z rodzicami. Był strasznie dumny, że jego córka ma zielone oczy i czarne włosy, jak on. Chociaż według mnie nasza córka na czarne włosy była skazana, gdyż ja też jestem brunetką. Mam tylko nadzieję, że Iga nie odziedziczy po ojcu również charakteru.
Polacy w późniejszych meczach pokonali Kubę i Bułgarię. W finale grają z USA. Będzie ciężko, ale myślę, że damy radę. EURO 2012 było dla Polski porażką. Nasi piłkarze nie wypadli zbyt dobrze. Ba, nawet bardzo słabo. Wszyscy liczyli na więcej. Według mnie to powinno być motywacją dla siatkarzy. Niech pokażą, że to oni są lepsi!
-Kurwa mać! - zaklął Adam, gdy Zbyszek zaserwował w siatkę. Iwona posłała mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, gdyż nie zdążyła zatkać uszu Dominice.
-Mamusiu, nie martw się. Ja wiem, co to znaczy. - powiedziała dziewczynka. Jej mama zrobiła przerażającą minę.
-Skąd znasz takie brzydkie słowo?
-Kiedyś w zimie, jak byłaś w pracy tata zabrał mnie i Sebastiana na sanki. Tatuś się poślizgnął i przewrócił się i powiedział: kurwa mać.
-Skarbie, nie wolno Ci tak mówić. To bardzo brzydko. A tatuś, jak wróci do domu to mnie popamięta!
I tak wyszło na jaw, skąd mała Ignaczakówna zna tak popularne wśród sportowców słowo. A i biednemu Krzysiowi się dostanie, że używa tego słowa przy dzieciach. Zresztą, niech tylko Bartman spróbuje przeklnąć przy naszej córce to pożałuje. Tak, to będzie dziewczynka. Zibi jeszcze nie wie. Jutro nasi siatkarze przylatują do Warszawy. Pomyślałam sobie, że skoro Agata i Adam wyjeżdżają z Rzeszowa z samego rana to wybiorę się do stolicy, żeby przywitać biało-czerwonych.
Nasza radość po wygraniu Ligi Światowej polskich siatkarzy była nie do opisania. Rozpłakałam się. Dlaczego? Bo mam zwiększoną liczbę chormonów. Nie potrafiłam panować nad emocjami. Byłam dumna, gdy spiker ogłosił, że Zbyszek został najlepszym atakującym. Sebastian i Dominika, gdy usłyszeli, że Igła został wybrany najlepszym libero klaskali i krzyczeli, a Iwona miała w oczach łzy. Po posprzątaniu salonu, w którym przez ostatnie dni oglądaliśmy Złotopolskich wzięłam prysznic i poszłam do sypialni. Miałam się już położyć, gdy rozdzwoniła się moja komórka.
-Mysza, kocham Cię! I nasze maleństwo też. Ale ciebie bardziej. - usłyszałam w słuchawce.
-Zbyszek, jesteś pijany. - powiedziałam ze śmiechem.
-Wydaje Ci się złotko moje kochane.
-Zibi jesteś wstawiony jak złoty ząb.
-No, może trochę. No bo, ale to tego, no że Polak nie wielbłąd i musi pić. - Bartman gadał od rzeczy. - A Ty kochasz Zbysia?
-Pewnie, że kocham mojego Zbyśka.
-Weeee areee the champions my friends. - zawył do słuchawki, aż musiałam odsunąć telefon od ucha.
-Zibi wiesz, śpiewać każdy może, ale nie każdy może tego słuchać.
Obudziłam się o siódmej rano. Agata i Adam robili właśnie śniadanie. Zjadłam kilka kanapek i poszłam wziąć prysznic.
-No Doruś, my się już zbieramy. Dziękujemy, że nas przygarnęłaś na kilka dni i na następny raz zapraszamy do nas. - powiedziała moja siostra i mnie pocałowała w policzek
-Pogratuluj od nas Zbyszkowi. - mój szwagier podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Na pewno pogratuluję. I dziękuję! Szczęśliwej drogi!
-I nawzajem! - krzyknęli Babiczowie.
W Warszawie byłam kilka minut przed trzynastą. Na Okęciu było już sporo fanów. W większości były to kibice płci żeńskiej. Po kilkunastu minutach opóźnienia biało-czerwoni w końcu wyszli, a wszyscy zaczęli krzyczeć: "Polska biało-czerwoni". Pół godziny później zakończyło się oficjalne przywitanie siatkarzy. Zbyszek podszedł do mnie i wpił się w moje usta.
-Jedziemy jeszcze na obiad do premiera. Godzina i jestem z powrotem. Jesteś samochodem?
-Przecież nie przyjechałam tu na hulajnodze. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jedź do moich rodziców, a potem zadzwonię po Ciebie. - jeszcze raz mnie pocałował i odszedł.
-O, Dorotka! - usłyszałam głos mamy Zibiego.
Państwo Bartman ucałowali mnie i zapytali, jak się czuję.
-A na kiedy masz termin?
-Na jedenastego października.
-A planujecie ze Zbyszkiem ślub?
-Nie wiem. To do niego należy pierwszy krok. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?
-Możesz po mnie przyjechać?
-A gdzie jesteś?
-Autokar zawiózł nas z powrotem na Okęcie. I uprzedzę Twoje pytanie. Chcę mieć Cię już tylko na wyłączność, więc jedziemy do domu.
-Już jadę.
Pożegnałam się z rodzicami Zibiego. Gdy przyjechałam na lotnisko i wysiadłam z samochodu Bartman przytulił mnie mocno i pocałował w czoło.
-Tęskniłem za Wami. - powiedział i położył rękę na moim brzuchu. - A jak tam nasz maluszek?
-Daje w kość. Lubi się budzić w nocy - odpowiedziałam.
ZB9 spakował swoje walizki do bagażnika i usiadł za kierownicą.
-Ej, nie pomyliłeś miejsc?
-Nie będziesz prowadziła. Nie ma mowy. Wsiadaj.
Kilka godzin później byliśmy w Rzeszowie. Zbyszek jechał całą drogę, jak szalony. Dziwiłam się, że nie dostał żadnego mandatu. Może w końcu zmądrzałby i zaczął jeździć zgodnie z przepisami. Ale może to i lepiej, że nie złapała go policja. Nie dość, że dostałby punkty, wydał niepotrzebnie kase to jeszcze oberwałby ode mnie. Byłam głodna, więc zrobiłam kanapki. Usiadłam w salonie i rozłożyłam nogi na kanapie. Zibi usiadł obok mnie i porwał mi kilka kanapek. Byliśmy zmęczeni. On graniem, a ja nie wysypiałam się z powodu dzidziusia. Nie wiem dlaczego, ale budził się w nocy, kopał i nie mogłam spać. Poszłam do łazienki. Bartman wślizgnął się za mną. Po wspólnym prysznicu ten wariat wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Zapomniałem się zapytać. To będzie chłopiec, czy dziewczynka?
-Zbyś, będziemy mieć córeczkę. - powiedziałam z uśmiechem. Bartman pocałował mnie w brzuch.
-Zobaczysz kochanie, tatuś nauczy Cię grać w siatkówkę, na którą chyba jesteś skazana. I będziesz naszą drugą Kasią Skowrońską, albo Gosią Glinką.
Nasi siatkarze zdołali awansować do Final Six Ligi Światowej. Byłam z nich dumna. Umówiłam się z Agatą, Adamem, Eweliną Sieczką, Pauliną Maj i Iwoną Ignaczak, że z racji tego, że Zbyszek zainwestował w plazmę to obejrzymy wszystkie mecze w naszym mieszkaniu. Iwonie kazał oczywiście przyprowadzać dzieciaki, które zresztą nie wybaczyłyby mi, że ich nie zaprosiłam. Moja siostra i szwagier na te kilka dni przeprowadzili się do Rzeszowa. Cieszyłam się, że nie będę sama. Ostatnio strasznie narzekam na brak towarzystwa. Rodzice Zibiego zaproponowali mi wyjazd do Bułgarii, jednak lekarz nie pozwolił mi na tak długą podróż. Żałowałam, ale cóż mogłam zrobić?
Obudziłam się koło 11. Dziś biało-czerwoni grają z Brazylią. Wzięłam kąpiel i ubrałam się. Lodówka świeciła pustkami, więc poszłam do sklepu. Gdy wróciłam do domu i zjadłam śniadanie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słucham?
-Cześć Mysza. - usłyszałam w słuchawce niski głos.
-Hej Zbyszek. - wiedziałam, że zaraz usłyszę codzienną litanię. I nie myliłam się.
-Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Mam nadzieję, że się nie przemęczasz i odpoczywasz. - Przewróciłam oczami i westchnęłam. Za każdym razem, gdy Bartman do mnie dzwonił gadał to samo. Ja nie wiem, napisał se to na kartce i czyta?
Rozmawialiśmy prawie pół godziny. Zanim się spostrzegłam wskazówki zegara wskazywały godzinę 13:04. Mój maluszek się obudził i dał mi o sobie znać. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Chwilę później Adam wniósł do mieszkania dwie walizki.
-Naprawdę potrzebujecie aż tyle rzeczy na 5 dni? - Zapytałam.
-W poniedziałek po południu jedziemy do Chrzanowa odwiedzić rodziców Adama, a później zrobimy sobie małe wakacje w Zakopcu. - Wyjaśniła mi siostra. - Słuchaj, mogłabym wziąć prysznic?
-Pewnie, czujcie się, jak w domu.
Porozmawiałam chwilę ze swoim szwagrem, który obiecał, że zaraz zrobi obiad, bo jest strasznie głodny. W sumie to mój maluszek również domagał się jedzonka. Godzinę później po spaghetti, które zrobił Adam nie było śladu. Małżeństwo kilka minut po obiedzie poszło do sklepu, żeby kupić coś na mecz. Wrócili obładowani siatkami z jedzeniem i piciem.
-Co się stało? - zapytałam, gdy Agata położyła ze złością reklamówki na blacie kuchennym wyklinając pod nosem.
-Jest zła, bo w sklepie nie było jej ulubionych ciasteczek. A no i jeszcze jakaś dziewczyna mnie rozpoznała i rzuciła się na mnie.
-Rzuciła? Prawie Ci rękę w gacie wsadziła na moich oczach! Normalnie jeszcze chwila, a bym ją udusiła. Niech ja tylko zostanę prezydentem to skończy się podrywanie cudzych mężów i wprowadzę do sklepów dożywotni zapas ciasteczek!
Piętnaście minut przed meczem wszyscy w komplecie siedzieliśmy przed telewizorem. Stół był zawalony paluszkami, ciastkami, chipsami, kanapkami, wodą niegazowaną, coca-colą i stosem butelek frugo. Kanarki przegrali z nami 3:2. Krzyczeliśmy wszyscy, jak opętani. W sąsiednich mieszkaniach również oglądano mecz, co potwierdziły krzyki: Biało-czerwone to barwy niezwyciężone!
Odgłos zamykanych drzwi, ukłucie w rękę, głosy gdzieś w tle, jakby za ścianą. Potworny ból, który przynosi cierpienie i zawroty głowy. Otwieram powoli oczy. Budzę się w nieznanym mi pokoju. Koło łóżka, w którym leżę siedzi Zbyszek. Gdy wymawiam cicho jego imię podnosi głowę, którą opierał na swoich rękach trzymających moją prawą dłoń.
-Zibi, co się stało? I gdzie ja jestem?- pytam.
-Jesteś w szpitalu. Straciłaś przytomność. Pójdę po lekarza. - powiedział, pocałował mnie w policzek i wyszedł z sali.
Po kilku chwilach siatkarz wrócił w towarzystwie lekarza.
-Dzień dobry. Nazywam się Tomasz Grabowski. Była pani nieprzytomna trzy godziny. Nie robiliśmy na razie żadnych badań. Chciałem, żeby pani najpierw odzyskała przytomność. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i pobierze pani krew. Następnie zrobimy badanie USG. Pan Zbyszek mówił, że jest pani w ciąży. Więc ja już idę do swojego gabinetu. I niech pan przypilnuje, żeby pani Dorota coś zjadła. - lekarz wyszedł, a my zostaliśmy sami.
Po kilku minutach do sali weszła pielęgniarka. Była to młoda, ładna dziewczyna. Była ubrana...po pierwsze skąpo. Miała na sobie króciutką białą spódniczkę, która ledwo zasłaniała jej wdzięki oraz biały kitel. Mogłaby chociaż ubrać jakąś bluzkę pod spód. Zbyszek odsunął krzesło, na którym siedział, żeby pielęgniarka mogła mi pobrać krew. ZB9 na moich oczach bezczelnie gapił się na tyłek dziewczyny. Ba, o mało nie pożarł ją wzrokiem. Wkurwiło mnie to nie na żarty.
-O co Ci chodzi? Nie zrobiłem przecież nic złego. Tylko na nią patrzyłem. - odpowiedział spokojnie Zibi.
-Tylko się na nią patrzyłem? - byłam wściekła, prawie krzyczałam. - Zbyszek jeszcze chwila, a zdarłbyś jej tą spódnicę na moich oczach!
-Ej, Mysza spokojnie! - zaśmiał się Bartman.
-Z czego się cieszysz? - spytałam ze złością.
-Bo jesteś zazdrosna.
-Ja? Chyba śnisz!
-Jesteś.
-Nie.
-Czyli jesteś?
-Nie!
-Jesteś?
-Tak, kurwa jestem! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz, a on co? Dalej się szczerzył, jak głupi do sera.
Naszą 'rozmowę' przerwał lekarz.
-No, pani Doroto. Zapraszam na USG.
Odrzuciłam kołdrę. Zbyszek zaoferował mi swoją pomoc, jednak nie zwróciłam nie niego uwagi. Wstałam i zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie Bartman to już dawno zaliczyłabym spotkanie z podłogą.
-Puszczaj! - powiedziałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
-A jeśli znowu zakręci ci się w głowie?
-Nic mi nie będzie. - odburknęłam. Jednak po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam, jak moje ciało bezwładnie leci do tyłu. Zamknęłam oczy czekając na zderzenie z zapaśniczym "parkietem". Nagle poczułam czyjeś ręce na swojej talii.
-Nic ci nie będzie? - zacytował mnie Zbyszek, który złapał mnie po raz drugi.
-Niech ci będzie.
Po chwili dotarliśmy do sali, w której robione były badanie USG. Po niedawnej akcji Zbycha z pielęgniarką nie miałam ochoty, żeby był przy badaniu, jednak był on ojcem dziecka, więc ma prawo być obecny podczas USG.
Lekarz nałożył zimną maź na mój brzuch. W tym dniu po raz pierwszy zobaczyliśmy naszego małego dzidziusia. Z wrażenia Zibi złapał mnie za rękę i cały czas się uśmiechał, a ja? Ja beczałam, jak głupia. Czułam niesamowite uczucie, gdy usłyszałam bicie serduszka kruszynki, którą nosiłam pod sercem. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Po minie Zbyszka można było wywnioskować, że czuje to samo.
Nadszedł czerwiec. Siedziałam całymi dniami w domu i się nudziłam. Po moim brzuchu już było widać, że spodziewam się dziecka. Nie widziałam się ze Zbyszkiem od kilku tygodni. Prawie miesiąc temu wyjechał na zgrupowanie, a ja gniłam w domu nie mogąc znaleźć sobie żadnego zajęcia. Jedyne, co mnie wciągało to czekanie z niecierpliwością na mecze Ligi Światowej. Zibi załatwił mi przepustkę, więc będę mogła obejrzeć na żywo mecze LŚ w Polsce. ZB9 dzwoni codziennie, a ja w słuchawkę słyszę wciąż tę samą gadkę: "Jak się czujesz Mysza? Z dzidziusiem wszystko w porządku? Pamiętaj, nie przemęczaj się...". Bla, bla, bla. Od czasu do czasu odwiedza mnie moja siostra Agata, Iwona Ignaczak, a także koleżanki z boiska. Mimo bardzo dobrej gry nie udało im się zakwalifikować na Igrzyska w Londynie. Kwalifikacje odbyły się na początku maja. Po porażce z Turcją Polki niestety pożegnały się z Londynem. Pojechałam do Warszawy, żeby zobaczyć się z dziewczynami w dniu, w którym wracały do domu. W ich oczach widziałam smutek i żal. Paulina Maj powiedziała mi, że ze starego składu Atomu prawdopodobnie zostanie tylko Iza Bełcik. Maja i Lena Dziękiewicz miały zamiar przejść do Muszynianki, Sieka do Bielsko-Białej, zagraniczne siatkarki miały wylądować we Włoszech i Azerbejdżanie, Maja Tokarska chce podpisać umowę z Dąbrową Górniczą, a Kasia Konieczna wyjeżdża do Wrocławia. Zrobiło mi się smutno, że tak dobry zespół rozpadł się, jak domek z kart.
**********
Do Katowic, gdzie nasi siatkarze mieli rozegrać mecz Ligi Światowej przyjechałam razem z Agatą i Adamem. W przeddzień meczu trener Ananstasi dał siatkarzom dzień wolny. Czekałam razem z Agnieszką Jarosz, Olą Wilczewską dziewczyną Pitera, Iwoną Ignaczak, Agnieszką Żygadło, Justyna Ruciak oraz Oliwią Zagumny w hotelu na naszych partnerów. Obok nas czekała reszta żon. Sprawa wyglądała tak. Dwa miesiące temu Michał Kubiak zrobił ostrą awanturę Zbyszkowi. Michał mnie nie lubił. Dlaczego? Uważa, że odbiłam Zibiego Aśce, z którą przyjaźni się jego narzeczona. ZB9 długo mu tłumaczył, że zerwał z Asią zanim jeszcze zaczęliśmy się spotykać. Ja sama również próbowałam to wyjaśnić. Jednak oskarżenie padło i nic nie mogło go wycofać. Drugie połóweczki siatkarzy reprezentacji Polski podzieliły się wtedy na dwa obozy. Pierwszy trzymający stronę Kubiaka i Moniki, drugi popierający mnie i Bartmana. Po stronie Moni i Michała stanęła narzeczona Marcina Możdżonka Hania, dziewczyna Bartka Kurka Ania, Dagmara Winiarska oraz Ola, dziewczyna Kosoka. Czułam, jak dziewczyny obgadują nas za naszymi plecami. Dziewczyna Piotrka, Ola przyjaźniła się kiedyś z dziewczyną Grześka Kosoka, jednak gdy ta druga przeszła na stronę Moniki, Olka zerwała z nią wszelkie kontakty. Po kilkunastu minutach tonęłam w objęciach Zbyszka. Tęskniłam za nim. Już wiem, co czuli moi rodzice, gdy wyjechałam do Sopotu. Razem z Zibim poszliśmy na spacer. Na dworze było ciepło. Udaliśmy się w stronę parku. Usiedliśmy na ławce. ZB9 oczywiście wypytywał, czy się nie przemęczam.
-Zbyszek, przecież wiesz, że ciągle siedzę w domu. Wychodzę tylko do sklepu, albo na spacer. Czasami odwiedza mnie Agata, Adam albo Iwona. - Iwonka Ignaczak odwiedzała mnie najczęściej. Wiedziała, że Zibi kazał mi ciągle siedzieć w domu, więc starała się odwiedzać mnie, gdy tylko mogła. Często przychodziła z dzieciakami. Polubiłam ich bardzo. Z początku mówiły na mnie pani Doroto, później gdy dowiedzieli się, że jestem dziewczyną Bartmana zwracali się do mnie ciociu. Ja jednak czułam się troszkę staro i niezręcznie, dlatego poprosiłam ich, żeby mówili mi po imieniu. Od tego czasu Sebastian i Dominika mówią do mnie Dorka albo Dora.
-Byłaś na badaniach? - zapytał ZB9.
-Jeszcze nie. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Dlaczego? Kiedy masz zamiar iść do lekarza? - siatkarz najwyraźniej zdenerwował się. Nie mogłam mu powiedzieć całej prawdy.
-Niedługo. Już mam umówiony termin.
-Niedługo, czyli kiedy?
-W następnym tygodniu.
Nastała cisza. Patrzyłam na małe dzieci biegające po parku koło naszej ławki. Pewna dziewczynka, która miała najwyżej 4 lata stała koło dużego dębu i płakała.
-Zobacz Zbyś. - powiedziałam i wskazałam na małą dziewczynkę. - Może coś się stało? - zapytałam go.
-Mysza, nie przesadzaj. Może ona... - nie dokończył, bo zorientował się, że wstałam i podążałam w stronę płaczącej dziewczynki.
-Hej, co się stało? - zapytałam klękając przed nią. Mała odwróciła się tyłem do mnie. Chwilę później Zbyszek podszedł do nas. - Nie bój się skarbie. Jestem Dorota, a to jest Zbyszek.
Mała w końcu odwróciła się przodem do nas.
-Dlaczego płaczesz, coś się stało? - zapytałam z troską.
-Moja mamusia zostawiła mnie tu i kazała poczekać. Ale nie ma jej już bardzo długo i chyba o mnie zapomniała. - powiedziała przez łzy i zaczęła płakać jeszcze rzewniej.
-Nie martw się. Na pewno zaraz po Ciebie przyjdzie. - powiedział Zibi. - A nie wiesz kiedy i gdzie mamusia poszła?
-Nie wiem gdzie, ale wiem, że była wtedy godzina 9:42. Dostałam na urodziny od tatusia zegarek i spojrzałam wtedy na niego, bo chciałam policzyć, jak długo jej nie będzie.
Popatrzyłam na Bartmana, a on na mnie. Mała widocznie się zgubiła. Jest teraz dokładnie 12:09. Mama dziewczynki na pewno nie kazałaby czekać jej na siebie tak długo.
-Chodź kochanie. Poczekamy z Tobą na mamusię. - powiedziałam i wyciągnęłam rękę. Dziewczynka wyciągnęła swoją małą rączkę i złapała mnie za rękę. We trójkę usiedliśmy na ławce. - A jak masz na imię?
-Julia. - odpowiedziała.
-Poczekaj tu skarbie, zaraz wracam. - powiedział Zbyszek, pocałował mnie w policzek i odszedł.
Pod nieobecność Zibiego udało mi się dowiedzieć, że Julka ma trzy lata, a jej tata nie żyje. Mała powiedziała, że czasami boi się mamy, bo krzyczy na nią i ją bije. Dziewczynka wtuliła się we mnie i przestała płakać. Po chwili zobaczyłam Bartmana idącego w naszą stronę.
-Proszę. - powiedział z uśmiechem na twarzy do Julci. Mała odwróciła się w jego stronę. Siatkarz dał jej misia i lizaka. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłam reakcję dziewczynki. Julia zaczęła piszczeć z radości i rzuciła się Zbyszkowi na szyję, co nawet jego samego zszokowało, jednak on też ją przytulił. Patrzyłam na ten obrazem z uśmiechem. Pomyślałam sobie, że Zibi mimo swojego wybuchowego charakteru będzie dobrym ojcem. Julka zabrała misia, wsadziła sobie lizaka do ust i usiadła na trawie pochłonięta w pełni zabawą z maskotką. Wyglądało to tak, jakby mała po raz pierwszy miała w rękach zabawkę.
-I co robimy? - zapytał Bartman.
-Nie wiem. - odpowiedziałam patrząc się na Julię.
-Musimy to zgłosić na policję. - powiedział siatkarz, a ja popatrzyłam się na niego ze smutkiem w oczach. - Mysza zrozum, musimy to zrobić. Z tego co ci powiedziała Julka to matka zostawiła ją tu prawie trzy godziny temu. A jeśli coś by się jej stało? Co jak ktoś by ją porwał?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wiedziałam, że Zbyszek ma rację. Zrobiło mi się szkoda dziewczynki, a także jej mamy.
-No dobrze. - powiedziałam ze smutkiem. - Julcia chodź, pójdziemy poszukać mamy.
Mała podbiegła do mnie i wyciągnęła swoje małe rączki w moją stronę. Już się schylałam, żeby wziąć ją na ręce, gdy poczułam dłonie Bartmana na moich ramionach i usłyszałam odchrząknięcie. No tak. Byłam w ciąży i nie mogłam dźwigać. Julcia podeszła wtedy do Zbyszka. Prawie dwumetrowy siatkarz trzymający małą dziewczynkę na rękach wyglądał słodko. Skierowaliśmy się w stronę komisariatu policji. Zibi znał Katowice, jak własną kieszeń. Przez jeden sezon mieszkał w pobliżu śląskiej stolicy. Grał wtedy w Jastrzębskim Węglu. Po kilku minutach marszu dotarliśmy na miejsce.
-Gdzie jest mamusia? - zapytała Julia, która wyraźnie myślała, że wiemy, gdzie jest jej mama.
Zakręciło mi się w głowie. Jedyne, co pamiętam to płacz dziecka, rączki Julki wyciągnięte w moją stronę i sygnał karetki.
Pierwszy mecz w Muszynie przegrałyśmy. Trzy kolejne wygrałyśmy i zostałyśmy Mistrzyniami Polski! Euforia była niesamowita! Nikt nie wierzył, że możemy osiągnąć tak wielki sukces w dość okrojonym sztabie szkoleniowym i kadrowym. Wczoraj padł ostatni gwizdek rozgrywek ligowych w tym sezonie. Dla mnie również ostatni gwizdek na następny sezon. Dziś cały zespół Atomu zbiera się na rynku, aby podziękować kibicom i razem świętować tytuł Mistrza Polski. To właśnie dziś mam wyjawić wszystkim dlaczego nie ujrzą mnie za rok na siatkarskich parkietach. Zbyszek jest w drodze do Sopotu. Uparł się, że jednak po mnie przyjedzie. Spakowałam już walizki i oznajmiłam prezesowi, że jutro moje mieszkanie klubowe będzie już wolne.
Jesteśmy na rynku w Sopocie. Na spotkanie przyszło bardzo dużo kibiców. Gdy Iza Bełcik, nasz kapitan podziękowała kibicom przyszła kolej na mnie. Wzięłam mikrofon do ręki.
-Cóż, nie wiem od czego zacząć. Może najpierw podziękuję z całego serca wszystkim kibicom, którzy nas wspierali i byli z nami w wielu złych, a także w tych dobrych chwilach. Ja z tego miejsca, niestety muszę się z Wami pożegnać. Nie zobaczycie mnie w przyszłym roku na boisku. Spędziłam w Sopocie najlepszy rok mojego życia. - mówiłam, a głos zaczął mi drżeć. - To tutaj zdobyłam najwięcej doświadczeń przy boku Izy Bełcik, trenera Alessandro Chiappiniego, a także koleżanek z boiska. Chcę podziękować dziewczynom - odwróciłam się w stronę koleżanek z boiska - jesteście naprawdę świetne. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się w tym gronie, ponieważ tworzymy naprawdę wspaniałą dwunastkę. Alessandro - zwróciłam się do trenera - jesteś wspaniałym trenerem. Dzięki tobie zdobyłyśmy to mistrzostwo. Do sukcesu nie wystarczą same siatkarki. Potrzebny jest również ktoś, kto nimi pokieruje. Dziękuję również Olkowi, który dmuchał i chuchał, żebyśmy były zdolne do grania na jak najwyższym poziomie. Dziękuję prezesowi i działaczom Atomu Trefla Sopot, bo gdyby nie oni nigdy bym się tu nie znalazła. Dziękuję również Wam. Wszyscy wiemy, jakie miałyśmy problemy. Jednak Wy nie zwątpiliście w nas. Byliście naszym siódmym zawodnikiem. Ten puchar - wzięłam puchar do ręki i podniosłam do góry - należy także do Was. - powiedziałam, a kibicie zaczęli bić mi brawo i skandowali moje imię.
Oddałam mikrofon Tomkowi, który był jednym z naszych dziennikarzy.
-Dorotko, a może wyjawisz nam dlaczego nie będziesz grała w następnym sezonie? - zapytał wyraźnie zaciekawiony i podał mi mikrofon.
-Jestem w ciąży - powiedziałam nieśmiało, a kibice zebrani na rynku zaczęli mi śpiewać 100 lat. Dziewczyny nie wiedziały o tym, że spodziewam się dziecka. Były zaskoczone, ale podeszły do mnie i pogratulowały mi. Miałam łzy w oczach. Tym razem ze szczęścia.
-A zdradzisz nam, kto będzie tatusiem? - zapytała tym razem Kasia Wirkowska, która również była dziennikarką.
Zawahałam się, jednak po chwili odparłam:
-Zbigniew Bartman.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Kopary odpadły wszystkim aż do samej ziemi. Popatrzyłam się na Siekę, która po chwili rzuciła mi się w ramiona.
-Wiedziałam! Wiedziałam, że w końcu będziecie razem!
No tak. Wyjawiłam wszystko. Pewnie nieraz zostanę zaatakowana przez jakieś hotki, albo walnięte fanki Zbyszka.
Po godzinie spotkanie dobiegło końca. Pożegnałam się z dziewczynami i sztabem szkoleniowym, co nie przyszło mi łatwo. Gdy wróciłam do domu, Zibi siedział na kanapie. Gdy mieszkał u mnie podczas rehabilitacji dałam mu zapasowe klucze do mojego mieszkania.
-W końcu to wyjawiłaś. - powiedział i pocałował mnie na powitanie.
-Skąd wiesz?
-Paulina Maj i Sieka dzwoniły z gratulacjami.
-A gdzie wszystkie walizki? - zapytałam rozglądając się po mieszkaniu.
-Zaniosłem już do samochodu. Możemy jechać. - powiedział i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku drzwi.
-Poczekaj. Daj mi jeszcze chwilę. - powiedziałam.
-Dobra. Ja idę do samochodu.
Zibi wyszedł z mieszkania, a ja po raz ostatni przechadzałam się korytarzem, później weszłam do kuchni, salonu, a na końcu udałam się do sypialni. Oparłam się o ścianę. Ciężko było mi się rozstać z tym miejscem. Ale niestety, musiałam. Wyszłam z mojego, byłego już mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam z bloku. Wsiadłam do samochodu Bartmana.
Oddałam klucze do mieszkania prezesowi. Podziękowałam mu i razem ze Zbyszkiem pojechaliśmy do Rzeszowa.
Po szczerej rozmowie ze Zbyszkiem postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Musiałam porozmawiać również z zarządem klubu. Trener nie był zadowolony z obrotu sytuacji, ponieważ w razie rozwiązania umowy, klub zostałby z jedną rozgrywającą. Do końca sezonu pozostał miesiąc. Po konsultacjach z kilkoma lekarzami uzyskałam zgodę na grę w klubie do końca rozgrywek o Mistrzostwo Polski. Zibi się nieźle wkurzył. Uważał, że źle postępuję i uznał, że jestem nieodpowiedzialna.
Musieliśmy zdecydować, co dalej. Uznaliśmy, że będzie najlepiej, że Zbyszek po zakończeniu rehabilitacji wróci do Rzeszowa. Lekarz stwierdził, że potrwa ona minimum trzy tygodnie. Ja musiałam zostać w Sopocie aż do końca sezonu. Zbyszek powiedział, że zaraz po ostatnim meczu, jaki rozegramy przyjedzie po mnie i zamieszkamy w Rzeszowie. Klub chciał przedłużyć z nim kontrakt.
Moi rodzice i siostra ucieszyli się, gdy powiedziałam im, że ja i Zibi jesteśmy razem. Na razie nie mówiłam im o ciąży. Mama chyba dostałaby zawału. Była bardzo religijną kobietą. Pamiętam, że to ona nauczyła mnie pierwszej modlitwy, to ona przyprowadza ka mnie i Agatę w każdą niedzielę do kościoła. Szczerze to bałam się Jej to powiedzieć. Z pewnością uznałaby, że: "To nie po Bożemu". Tata z pewnością nie podzielałby zdania mamy. Ucieszyłby się, ponieważ od dawna chciał być dziadkiem i mówił to Agacie wielokrotnie, odkąd 2 lata temu wyszła za mąż za Adama, który jest piłkarzem ręcznym i gra w Mielcu. Jednak moja siostra i szwagier ogłosili, że na razie nie myślą o dziecku.
Dziś gramy mecz o wszystko z Dąbrową Górniczą. Jeśli wygramy to zostaniemy drugimi, zaraz po Muszyniance finalistkami Mistrzostw Polski 2011/2012. Po sezonie większość dziewczyn odejdzie z Sopotu. Dlaczego? Przez kłopoty finansowe. W trakcie sezonu z Atomu odeszły 3 zawodniczki. Mam nadzieję, że Iza Bełcik zagra dziś dobry mecz i nie będę musiała wchodzić na boisko. Zbyszek czuje się coraz lepiej. Rehabilitacja potrwa jeszcze kilka dni. Czasami Olek Bielecki nas odwiedza i 'dogląda' ZB9.
Mecz rozpoczyna się o 13:30. O 12 wszystkie zawodniczki mają się pojawić na hali. Poszłyśmy na odprawę. Trwała ona prawie pół godziny. Potem mogłyśmy wejść na boisko, żeby przeprowadzić rozgrzewkę. Reszta potoczyła się już bardzo szybko. Pierwszy gwizdek sędziego, pierwsza piłka w powietrzu, pierwszy punkt, pierwsza przerwa, druga przerwa i na tablicy pojawił się wynik 1:0 dla nas. Po pierwszym secie większość osób myślała, że ten mecz pójdzie gładko i szybko. Jednak pozory mylą. Dwa kolejne sety wygrały dąbrowianki. W czwartym dziewczyny dawały z siebie wszystko. Widać było, że zostawiły serca na boisku. Po trudach czwartej partii pokonałyśmy TAURON do 22 punktów. Nadszedł tie-break. Dzięki trudnej zagrywce Dąbrowy wynik zaczął nas miażdżyć. Na tablicy pojawił się wynik 0:8. Każdy by powiedział, że jesteśmy na straconej pozycji. I wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. Najpierw dąbrowianki zepsuły zagrywkę - 1:8. Później dzięki dobrej zagrywce udało nam się doprowadzić do remisu. Ostatnia piłka w powietrzu. Wygrałyśmy! Jesteśmy w wielkim finale Mistrzostw Polski. Wygrałyśmy mecz, który praktycznie przegrałyśmy. Teraz czeka nas przeprawa z Muszynianką. Wielką Muszyną, która będzie bronić mistrzostwa wywalczonego rok temu. Będzie trudno, ale po dzisiejszym spotkaniu wierzę w cuda.