czwartek, 28 lutego 2013

Ma zielone oczy i czarne włosy


Nadszedł wrzesień. Igrzyska Olimpijskie nie poszły po naszych myślach. Zbyszek przez dwa dni chodził smutny i przybity, jednak szybko się pozbierał. Od tygodnia zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów wznowili treningi. I znowu zostawałam sama w czterech ścianach. Zibi wychodził o 9 rano na siłownię, wracał o 11:30, żeby o 13 jechać na trening, który trwał do 15:30. Brakowało mi go strasznie, ale wiem, że zawód sportowca wymaga poświęceń. 



Obudziłam się o 9 rano. Byłam pewna, że Bartman już pojechał. Weszłam do kuchni i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Zbyszka szykującego śniadanie. 
-Nie powinieneś być na siłowni? - podeszłam do stołu, a on podszedł do mnie od tyłu i pocałował mnie w głowę.
-Trener dał nam wolne, więc z racji tego, że codziennie słyszę, że prawie w ogóle nie ma mnie w domu to dziś jestem do Twej dyspozycji. - powiedział, położył ręce na moim zaokrąglonym brzuchu i zaczął mnie całować po karku. - A jak nasza kruszynka?
Spojrzałam na swój brzuch i położyłam swoje ręce na rękach Zibiego. 
-Dobrze. Ale gorzej z mamusią. Wyglądam, jak słoń.
-Mysza, mówiłem Ci tyle razy, że wyglądasz pięknie. Wcale nie wyglądasz na słonia. - powiedział i przerwał, żeby znów mnie pocałować, tym razem w ramię. - Nie masz trąby - powiedział ze śmiechem, a ja uderzyłam go łokciem w brzuch. - Myślałaś już o imieniu?
-Tak. Podoba mi się imię Iga, Ewelina i Liliana.
-Iga Bartman. Nasza mała Iga. 




Nadszedł październik, a co za tym idzie miesiąc, w którym miałam urodzić. Bałam się tego dnia, jak cholera. Zbyszek na wszelki wypadek spakował torbę, którą mam zabrać do szpitala. Wiem, że on też się denerwuje, choć nie daje o tym po sobie poznać. Termin mam wyznaczony na 11 października. Całe dnie spędzam na kanapie oglądając telewizję i obżerając się ciasteczkami lub kiszonymi ogórkami. 
-Cześć kochanie, już wróciłem! - krzyknął Zibi. 
-Cześć. - odpowiedziałam otwierając paczkę ciasteczek z czekoladą.
-Jak się czujesz? - usiadł na kanapie całując mnie i obejmując ramieniem. Poczułam lekkie kopnięcie po tym, jak Bartman pogłaskał mnie po brzuchu.
-Dobrze. 
-Pamiętaj, jakby się coś działo...
-...to mam od razu do Ciebie zadzwonić. - dokończyłam za niego i uśmiechnęłam się. -Zbyś, nie możesz ciągle myśleć o tym, czy u mnie wszystko w porządku. Nie będziesz mógł się skupić na treningu. 
-Nie przesadzaj Mysza. Chodź, coś Ci pokażę. - powiedział i złapał mnie za rękę.
Przeszliśmy przez korytarz i stanęliśmy przed drzwiami pokoju, który Zbyszek z niewiadomych dla mnie powodów zamykał na klucz. 
-Ale najpierw zamknij oczy. - spełniłam jego prośbę. Usłyszałam zgrzyt zamka i skrzypnięcie drzwi. -Chodź. - stanął za mną, położył ręce na moim brzuchu i prowadził mnie do przodu. Po kilku krokach powiedział, że mogę otworzyć oczy.
Gdy je otworzyłam, aż zaniemówiłam z wrażenia. Stałam w ślicznym pokoiku.
-Tu będzie pokój naszej Igi.
Zibi przeszedł samego siebie. W pokoju było łóżeczko, przewijak, zapas pampersów, ubranka i przede wszystkim zabawki. 
-Sam to zrobiłeś? - zapytałam Bartmana, który siadł w fotelu obok okna.
-Z małą pomocą Adama i Igły. - podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta. Ręka ZB9 powędrowała pod moją bluzkę.
-Przestań, wiesz, że nie możemy. - siatkarz niechętnie oderwał się ode mnie. 
Weszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nagle poczułam silny skurcz. Krzyknęłam z bólu. Zbyszek musiał mnie usłyszeć, ponieważ w jednej chwili pojawił się w łazience. 
-Doruś, wszystko w porządku?
-Tak, spokojnie. - wysiliłam się na uśmiech. -Ała!
-Mysza, czy...
-Bartman! To chyba już. - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
-Poczekaj, biegnę po torbę. 
Zibi wybiegł z łazienki. Po pewnym czasie wrócił do pomieszczenia.
-Trzymaj się, jedziemy do szpitala. - powiedział i wziął mnie na ręce.
Po piętnastu minutach łamania wszelkich przepisów drogowych dojechaliśmy do szpitala. Zbyszek cały czas stał przy łóżku i trzymał mnie za rękę. Bolało, jak cholera, a ja wydzierałam się w niebogłosy. 
-Mysza, dasz radę. Tylko mocno! - powiedział Zibi, a ja czułam, że z tego okropnego bólu po policzkach lecą mi łzy. 
Po pięciu morderczych godzinach porodu w końcu usłyszałam płacz mojej malutkiej córeczki. Pielęgniarka podała mi małą.
-Jest śliczna. - powiedziałam, a ZB9 pocałował mnie w głowę. Popatrzyłam się na niego, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
Po kilku minutach przewieziono mnie do jednoosobowej sali. Przez cały czas trzymałam Igę na rękach. Przypomniało mi się, że rodzice moi i Bartmana kazali nam zadzwonić, gdy tylko urodzi się ich wnuczka.
-Zbyszek, zadzwoń do rodziców. Na pewno się ucieszą. 
Siatkarz wyszedł na korytarz, żeby nie obudzić małej. 
-Ma 56 cm, waży 3.200...tak ma 10 punktów...zielone oczy i czarne włosy po mnie. - usłyszałam strzępki rozmowy Zibiego z rodzicami. Był strasznie dumny, że jego córka ma zielone oczy i czarne włosy, jak on. Chociaż według mnie nasza córka na czarne włosy była skazana, gdyż ja też jestem brunetką. Mam tylko nadzieję, że Iga nie odziedziczy po ojcu również charakteru. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz